poniedziałek, 21 grudnia 2015

Dadzio Henio i tajemnica świątecznego drzewka




      Każdej Wigilii przy Santockiej  zbierała się rodzina, ta z miasta, bliskich i dalekich okolic oraz ta z odległych krajów. Przed południem dziadzio przynosił ukrywaną wcześniej w piwnicy świeżą choinkę tak piękną, aż zapierało dech. Żywiczny zapach unosił się w powietrzu mieszając z woniami  korzennych ciast i pomarańczy, które cieszyły w tamtych czasach jedynie w świąteczny czas. Cudny świerk, każdego roku był niezwykły. Gęsty, kształtny bez wyrośniętego czubka. zupełnie jak z bajki. Jakże inny od tych, które widziało się u sąsiadów przez okna. Robione w przeddzień ozdoby z papieru, słomy, pazłotek i tasiemek czekały na zawieszenie. Mama z cioteńkami krzątały się po domu, przygotowując stół. Cukierkowe sopelki i inne kolorowe słodycze znacznie uszczuplone po minionej  nocy babunia zbroiła w zawieszkę. A ja… ja uwielbiałem rozpakowywać pozawijane w papier szklane, ręcznie malowane bombki, muchomorki, bałwanki, mikołajki, skrzaty i inne cudeńka.
Patrząc dziś na świerki,  które zrzucał z samochodu znajomy, ogarnęła mnie tęsknota i ochota na  piękne drzewko. Mamuśka w przypływie wielkiej radości przytuliła się do srebrnego iglaka i widać było w oczach, że nie puści, nie odda bez walki.
- A  Ty synku, który bierzesz – spytała.
- Marzy mi się taka jak dawniej – westchnąłem.
- Wyczaruj  jak dziadek.
Spojrzałem na nią  zdziwiony.
- Jak to? … Wyczaruj?
Mama uśmiechając się po nosem i zaczęła opowiadać.
Dwa dni przed Świętami zaopatrzony w termos i kanapki dziadzio znikał z domu. Nikt nie wiedział w jakie niosło go lasy. Nikt też nie wiedział kiedy wróci. Ale gdy już wchodził późną nocą do domu słychać było jak radośnie nuci pod nosem krzątając się po kuchni, po czym uśmiechnięty zasypiał w swoim ulubionym fotelu. Pewnego razu mała Ela, po której odziedziczyłem ciekawość i ciągłą potrzebę przygody, wymknęła się późnym wieczorem z domu niesiona nieodpartą chęcią pokręcenia się wraz ze spadającymi płatkami śniegu. Będąc na dole klatki schodowej usłyszała pogwizdywanie dziadka dobiegające z piwnicy. Cichutko zeszła po schodach i przemykając się długim korytarzem kierowała w stronę smug światła przedzierającego się przez szpary drzwi. Kiedy była już tuż pod,  podekscytowana przyłożyła oko do szpary. Na stołeczku siedział tata Henio, a przed nim, umocowany w metalowym stojaku o kształcie trzech siedzących krasnali stał świerk.  Obok leżała sterta świeżych gałęzi. Rozgwizdany dziadzio nawiercał w pniu dziurki, po czym dopasowując i ostrząc końcówki gałązek wciskał je delikatnie w drzewko. Tak oto powstawały najpiękniejsze choinki świata i tak oto w ułamek sekundy opadły mgły, spowijające przez niemal czterdzieści lat mojego życia tajemnice świątecznego drzewka Dziadzia Henia. 

.